Ten weekend będzie obfitował w wiele atrakcji, to dwadzieścia osiem kilometrów, których długo nie zapomnicie. Zaczyna się całkiem niewinnie. Pierwszy odcinek - do Jamrzyna - to głównie spokojna rzeka, przepływa przez łąki, napotykając gdzieniegdzie na rozłożyste wierzby, znajdujące się w korycie rzeki lub chylące się tuż nad nim. Dla Was będzie to się wiązało z gimnastyką, bo ich pokonanie może okazać się nie takie proste przy takiej ilości gałęzi i gałązek. Jednak po biwaku i nocy spędzonej w Jamrzynie nic już nie będzie takie samo. Zapomnijcie o tym, co działo się do tej pory, a raczej o tym, co się nie działo. Drugi dzień to diametralna zmiana charakteru rzeki - z tej spokojnej płynącej między łąkami wody tworzy się regularna rzeka w pełnym tego słowa znaczeniu. Skotawa płynie tu głównie w lesie, pojawiają się bystrza, a w korycie rzeki natraficie na trudne do pokonania drzewa. Radość dla doświadczonych i tragedia dla żółtodziobów. Tutaj już nie będzie zmiłuj się - alternatywą dla drzew, które trzeba pokonać może być przenoszenie kajaka przez każdą kolejną “zwałkę”, ale jeśli interesuje Was lekkie pływanie, nie wybierajcie tego odcinka. On nie jest dla Was! Za to Ci, kajakomaniacy, którzy uwielbiają zabawę na trudnych do przejścia drzewach będą tu czuli się jak w raju. Dzięki temu, że Skotawą pływa stosunkowo niewielu kajakarzy nie macie co liczyć na łatwiejsze pokonywanie znajdujących się w wodzie przeszkód, bo było wielu przed Wami. Wręcz przeciwnie. Niektóre drzewa zapierają dech w piersiach właśnie ze względu na fakt, iż są one stosunkowo “dziewicze”, tzn. niewielu zdobywało je przed Wami ;-)